Gryf, Rozwój i Błękitni. Co w połowie kwietnia łączy te kluby? Tak wygląda czołówka tabeli wiosny po 26. kolejce w 2 lidze. Zaznaczyć trzeba, że ci drudzy mają rozegrany jeden mecz mniej, ale już w najbliższą środę wszystko się wyrówna, ale o tym przy następnej okazji.
Ostatnia talia gier zakończyła się dość nietypowo, w poniedziałek. Kolejną gorzką pigułkę przeżyli w tym roku fani Radomiaka. Wydawało się, że 5:0 z Gwardią przerwie serię porażek kandydata do awansu, nic z tego jednak nie wyszło. Drużyna ze Stargardu wygrała po raz czwarty z rzędu i nie dość, że znalazła się na podium „rycerzy wiosny”, to niespodziewanie pojawiła się w grze o najwyższe cele.
Jedna seria trwa, inna się kończy… Wydawało się, że ekipa z Wejherowa jeszcze bardziej wyśrubuje swoje rewanżowe zdobycze. Podopieczni Jarosława Kotasa, który wydobył Gryfa z czeluści prowadziła już 2:0, na zegarze widniała 89 minuta i… zaledwie zremisowała swój mecz. „Karniaka” oraz wolnego na gole zamienił dla Garbarni Krzysztof Kalemba i krakowianie oszaleli ze szczęścia, a mieli ku temu dodatkowy powód, ponieważ od 55 minuty radzić musieli sobie w dziesiątkę.
Był to bez wątpienia najbardziej dramatyczny mecz tej kolejki. Nas najbardziej interesowały zawody w Stalowej Woli. W obecności – bagatela(!) – 126 widzów, ciąg pięciu spotkań bez zwycięstwa przerwała Wisła i „zwalcowała” na dobre dolne rejony tabeli. Rezultat ten, to także jeden z przykładów podtrzymujących tezę, że nic nie trwa wiecznie, nie tylko w piłce nożnej.
Zdjęcie W ostatni weekend nie tylko MKS zwiał katu spod topora. Wisła Puławy także.
fot. Mirosław Szozda /mkskluczbork.pl