Mimo zniewalającej pogody, jaka panowała w środę w Kluczborku, przed samym meczem z ŁKS-em Łódź, coś w powietrzu wisiało. Nie był to bynajmniej oddech najlepszej w Polsce pieczonej „giętej stadionowej”, a delikatny fetor dochodzący z innych boisk 2 ligi.
Nikt nie zakładał, że operacja utrzymania naszego klubu na szczeblu centralnym rozgrywek będzie drogą usłaną różami. Prawdziwe kolce pojawiły się już zanim biało-niebiescy rozpoczęli swoje trzecie w tym roku podejście po punkty. A w 20. kolejce działo się, oj działo!
Siedem goli i trzecie z rzędu zwycięstwo Gryfu, dwa spartolone karniaki gości na stadionie w Rybniku, które obronił Kacper Rosa oraz – co tu dużo mówić – sensacyjna wygrana słabej tej wiosny Garbarni na terenie Siarki. Do tego jeszcze kapitalna seria Rozwoju i bezcenny triumf Błękitnych. Te „podarunki” MKS dostał, jeszcze zanim poszybowały pierwsze podania starcia z ŁKS-em.
Mimo tego, że dewizą naszej ekipy jest nie oglądanie się na to, co robią rywale, to przyznać trzeba, że część reszty stawki, dokładnie tej, która walczy o ligowy byt, po raz kolejny jakby sprzysięgła się i zawzięła zarazem, żeby ewentualne pożegnanie z 2 ligą, ważyło się w tym sezonie do ostatniej kolejki.
Łodzianie, którzy byli naszym zdaniem najlepszą ekipą, jaka od sierpnia 2017 zaprezentowała się w Kuczborku. Dzięki wygranej przy Sportowej, ŁKS jest już wiceliderem tabeli, gdyż potrafił bezbłędnie wykorzystać niefarty rywali bezpośrednio zainteresowanych awansem do Nice 1 Ligi. I jak tu nie stwierdzić, że inni czasami grają „dla nas”, albo „przeciwko nam”?
20. kolejka:
Zdjęcie: Złość Kacpra Majchrowskiego po stracie drugiego gola.