PIERWSZA DRUŻYNA PRZYPIĘTY

Andrzej Orzeszek: To był bieg na 400-metrów

Co zadecydowało o tym, że poskładana kilkanaście dni temu drużyna przemierza pół tysiąca kilometrów, wysiada z autokaru i w temperaturze prosto z Bangladeszu, eliminuje z rozgrywek Pucharu Polski jego półfinalistę sprzed dwóch lat, a kadrę zespołu stanowią po części zawodnicy, którzy po raz pierwszy odkąd się urodzili, na tej rangi mecz wychodzą w podstawowej jedenastce?

Więcej pytań po zwycięstwie z Błękitnymi Stargard do trenera Orzeszka nie mieliśmy czelności tego dnia kierować, choć z tego powyższego wyrzeźbiliśmy i tak niezłego tasiemca. – Straciliśmy gola po uderzeniu z cyklu: stadiony świata. Gdybyśmy dostali bramkę na 2:0, mecz zapewne by się skończył. Mamy taką drużynę, która spotkania może wygrywać jakimś sposobem. Plan na puchar w Stargardzie był taki, żeby oszczędzać siły, wytrwać jak najdłużej i to nam się udało. Chłopakom za walkę do końca oraz wysiłek i determinację należy się wielki “szacun”. Mecz przypominał wyścig na 400 metrów. Nieważne co dzieje się jego trakcie, a liczy się to, kto pierwszy dobiegnie do mety. W końcówce zdominowaliśmy rywala tak, że mieliśmy cztery “setki” i najbardziej cieszyliśmy się z tego, że uniknęliśmy dogrywki. Całe zawody toczne były w totalnie anormalnych warunkach, a biorąc pod uwagę podróż przez pół Polski, to rzeczywiście mój zespół dokonał nie lada wyczynu.